O mnie...

Więcej o mnie.


Tutaj zaglądam...
Virenqueoutoftimeman
wober
WuJekG
kris91
Isgenaroth
BorysCh1
arturswider
sargath
keram
cyklooxy
Bucz
Jelitek
maciej1986poznan
serav
moly
G0re
Miesiąc po miesiącu...
- 2013, Maj2 - 0
- 2013, Luty1 - 2
- 2012, Listopad13 - 5
- 2012, Październik5 - 0
- 2012, Wrzesień4 - 0
- 2012, Sierpień10 - 9
- 2012, Lipiec17 - 3
- 2012, Czerwiec13 - 4
- 2012, Maj23 - 28
- 2012, Kwiecień15 - 7
- 2012, Marzec9 - 9
- 2012, Luty10 - 7
- 2012, Styczeń9 - 9
Z licznika:
86.80 km
0.00 km teren
02:07 h
41.01 km/h:
Maks. pr.:65.30 km/h
Temperatura:26.0
HR max:192 ( 89%)
HR avg:171 ( 79%)
W pionie:203 m
Spaliłem: 2309 kcal
Koza: Gianni
Pierwszy "poważny" start czyli Aleksandrów Łódzki...
Niedziela, 10 czerwca 2012 • dodano: 14.06.2012 | Komentarze 0
Super Puchar Polski - cykl wysoko punktowanych wyścigów w kalendarzu masters. Wyścig ze startu wspólnego w Aleksandrowie jest do tego cyklu właśnie zaliczany.Tak naprawdę to mój pierwszy "poważny" sprawdzian w tym sezonie. Majowe sukcesy podczas Tour De Powiat nie miały dla mnie absolutnie żadnego znaczenia (w kontekście startu w Aleksie). Owszem, człowiek jest jakby to powiedzieć: podbudowany, uskrzydlony...ale i ranga nie ta i rywale "inni"...
Pojechałem rowerem. Pogoda była więcej niż przyzwoita, słonecznie i bardzo ciepło. Z góry założyłem, że takiego upału jak w zeszłym roku na pewno nie będzie. Do tego wiatr był powiedziałbym - ciut mocniejszy niż umiarkowany, co w gorące dni jest dodatkowym plusem podczas jazdy.
Na miejscu jestem pół godziny (no może 40 minut przed startem). Z urzędu miasta "wystaje" spory ogonek. Mam na myśli oczywiście kolejkę do biura startowego. Nic, parkuję rower gdzieś w pobliżu (przyznam szczerze, że kiedy staję w kolejce to tracę go z oczu) i cierpliwie czekam...
Wszystko idzie bardzo wolno niestety (dziwne, bo w zeszłym roku zapisy odbyły się bardzo sprawnie). Kątem oka zerkam na wywieszony na drzwiach regulamin i okazuje się, że start mojej kategorii jest nie o 11 a o 11.30. Jeszcze wczoraj sprawdzałem na www i była na 100% godzina 11...nic, w tej sytuacji nie można narzekać bo zapowiada się jeszcze co najmniej kilkanaście minut stania, a wszyscy dobrze wiedzą, że nadmierny pośpiech tuż przed startem nie jest wskazany.
Nie stoję już na zewnątrz...zjawiają się chłopaki ode mnie z miasta, daję rady złapać jedną, małą butelkę wody niegazowanej. Mija kilka minut i dobijam się do Pani, która kasuje wpisowe, po paru sekundach jestem wpisywany na listę, odbieram numer i lecę do żony i syna, którzy czekają na mnie przy fontannie. Zapinam numery, podjadam małe co nieco, rozmawiam z rodzinką. Jadę się pokręcić w poszukiwaniu miejsca startu...później przestawiam żonie samochód bliżej linii startu...mija parę minut i już komentator woła M30 i cyklosport na start.
Staję na szarym końcu, bez nerwówki i zbędnej "napinki". Rozglądam się kto dzisiaj startuje. Jest Lublin (Maj), jest Warszawa (Chądzyński, klub Żoliber), jest Głogów (ekipa TC Chrobry FELT). Śmiało można powiedzieć, że ściganie będzie na poziomie piłkarskiej Ligi Mistrzów. Miłym zaskoczeniem dla mnie było pojawienie się Piotra Szczepanika (M40), który przyjechał prawie 400km w moje rejony. Piotrek gdzieś tam mnie jeszcze przed startem zauważył i nie omieszkał się przywitać (dzięki Piotrek za chwilę rozmowy i pozdrawiam !!!). Na marginesie dodam, że w sezonie 2011 stoczyłem z nim bardzo zacięty bój na finiszu z grupy (walka o 3m open) na kryterium w Nowym Sączu....
W sumie jest nas na starcie na pewno ponad 40 chłopa. Stoimy kilka chwil i ruszamy.
Początek spokojnie, wyjeżdżamy z miasta i zaczyna się to co powinno. Ataki, ranty, wiatr...czyli wszystko to co jest na wyścigach masters. Swojej pierwszej szansy wypatruję dość wcześnie bo po niespełna kilku kilometrach. Odjeżdża Daniel CH., doganiam go i krótki odcinek kręcimy w dwóch po zmianach. Szybko zostajemy wchłonięci :) Pukam się lekko w czoło, że za wcześnie (zdarzało się w zeszłym roku, że takie moje harce na pierwszych km później źle się kończyły, między innymi odcinaniem) ale wiem doskonale, że to taki ala "debiucik" więc jest apetyt na ściganie i już, czasami człowiek nie ma na to wpływu :)
Do końca pierwszej rundy chowam się gdzieś w środku peletonu, nie angażując się w żadną "ofensywę". Pod jej koniec "ktoś" z przodu dyktuje szaleńcze tempo, w efekcie peleton pęka na pół. Byłem w tym momencie na styk...mało brakowało a znalazłbym się w tej drugiej grupie. Przez moment nawet znalazłem się pomiędzy...byłbym do "odstrzału", na szczęście wola walki okazała się wiernym towarzyszem. Poszło mocno na twardo i dość sporym kosztem byłem w czołówce.
Powinna się znaleźć teraz chwila na oddech...i dzięki temu, że tempo stanęło na chwilę diametralnie to tak się właśnie stało.. Wykorzystałem tą chwilę także na banana i większy łyk z bidonu.
W międzyczasie pojechało dwóch chłopaków i dość szybko zaczęli ginąć nam z oczu. Jakby tego było mało to wcześniej odstrzeleni doścignęli nas...
Tempo "wycieczkowe" się jednak skończyło i ponownie zaczęły się harce gdzieś na szpicy. Skok za skokiem, atak za atakiem....co chwilę ktoś odjeżdża, co chwilę ktoś jest doganiany i tak na okrągło. Prędkość grubo ponad 40....i znowu całość pęka na pół. Gdzieś w połowie drugiego okrążenia łapę się w odjazd, który może okazać się trafem w dziesiątkę. Jest na koło ośmiu, idzie bardzo szybko i sprawnie po zmianach, z tyłu niby jadą mocno ale nie dochodzą...niestety i tym razem kicha. Wystarczy, że jednemu brakło chęci wyjścia na zmianę i robi się niepotrzebna nerwówka. Jeden patrzy na drugiego...nie ma komu ciągnąć...ci z tyłu już nas mają.
Tempo cały czas ostre, każdy (dosłownie każdy) szuka swojej szansy i próbuje odjechać. Wszystko jest jednak kontrolowane. Kończymy drugą rundę i łapie mnie jakieś "gówno" zwane inaczej "kryzysem". Coś zjadam i dużo piję. Spływam na sam koniec i staram się jechać jak najniższym kosztem. Pół trzeciej (i zarazem ostatniej) rundy wiszę na końcu grupy i nie wychylam się w ogóle. Kryzys mija, jadę oblukać co się dzieje na czubie. W sumie nic nowego czyli znowu kogoś gonimy :)
Tempo nieco jakby wolniejsze, odjeżdża trójka. Jestem w sumie w idealnym miejscu aby spróbować doskoczyć ale odpuszczam. W głowie pojawia się pomysł: "no dobra, przy następnej próbie skaczę na koło". Na kilka km do mety kolejna trójka odjeżdża, a ja...nie !!! "Spoko, spoko ale ten numer to już wam nie przejdzie" - tak pomyślałem i chyba nie tylko ja. Oj pomylili się wszyscy. Mało tego, że pojechali to dogonili trójkę przed nimi....mało tego to już tak w szóstkę dojechali na kreskę !!!
U nas na jakieś dwa do mety zaczęło się przygotowanie do finiszu. Przecisnąłem się maksymalnie do przodu co nie było wcale takie ciężkie (szeroka droga i okrojony peleton) i czekam na tą "jedną chwilę". Nabieramy wszyscy prędkości, ja już jadę z odpowiedniego obrotu. Zakręt w lewo, jakieś 200m i zakręt w prawo...i tutaj bonus !!! Taka "wisienka na torcie" !!! Z przeciwka, lewą stroną pomyka sobie auto typu Opel Combo !!! Jakiś mądry strażak wpuścił samochód na ostatnią, finiszową prostą !!! W ostatni zakręt wszedłem na idealnej !!!, czwartej pozycji. Pierwszy wali w samochód, drugi wali w samochód, trzeci wali w dwóch na aucie !!! Ja po hamulcach i jakimś cudem staję dęba tuż przy aucie. Pierwsze co zrobiłem to się przeżegnałem !!! Całe szczęście, że chłopaki jadący za mną bardzo szybko reagowali bo któryś z nich na bank zaparkowałby w moim zadzie !!! Heh, może nawet nie jeden !!! W zakręt wchodziłem z 52/13 bodajże. W takiej chwili nie myślałem o tym aby wrzucić wyżej tylko z takiego obrotu próbowałem się rozbujać i dojechać do kreski. Po drodze kilku mnie minęło...w zasięgu ręki była wygrana z grupy i bodajże czwarte miejsce (wyników brak do tej pory). A tak, cieszę się, że nic mi nie jest...Kilka chwil później pojechałem na to skrzyżowanie i strażaka, który wywinął ten numer zmieszałem z błotem !!! Z resztą nie tylko ja....
Jak tylko trochę się uspokoiłem to oddałem numery, odebrałem licencję i wróciłem do domu...
Kadencja: 82/140

Na starcie...© rejziak79

Końcówka pierwszej rundy© rejziak79
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!