O mnie...

avatar Ten blog rowerowy prowadzi wicklowman z miasta Ozorków. Mam nastukane 7058.48 kilometrów w tym 43.85 w terenie. Moja kosmiczna średnia to 30.27 km/h.
Więcej o mnie.

button stats bikestats.pl

baton rowerowy bikestats.pl

Miesiąc po miesiącu...

Wpisy archiwalne w kategorii

setka

Dystans całkowity:1329.79 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:41:46
Średnia prędkość:31.84 km/h
Maksymalna prędkość:90.30 km/h
Suma podjazdów:8520 m
Maks. tętno maksymalne:194 (90 %)
Maks. tętno średnie:171 (79 %)
Suma kalorii:39318 kcal
Liczba aktywności:11
Średnio na aktywność:120.89 km i 3h 47m
Więcej statystyk
Z licznika:
139.00 km 0.00 km teren
04:10 h 33.36 km/h:
Maks. pr.:54.50 km/h
Temperatura:16.0
HR max:185 ( 86%)
HR avg:157 ( 73%)
W pionie:710 m
Spaliłem: 3095 kcal
Koza: Gianni

Kasztany

Sobota, 11 sierpnia 2012 dodano: 12.08.2012 | Komentarze 3

Dzisiaj trzeci raz udałem się na łódzką ustawkę "pod kasztanami". Mimo bardzo niepewnej pogody uparłem się i już :) Stwierdziłem, że potrzebne jest mi porządne przepalenie.

Kwadrans po dziesiątej powoli ruszamy w stronę Warszawskiej. Przez Łódź spokojnie, dalej sadzimy na Stryków i tradycyjnie przy skręcie na Dobieszków peleton dzieli się na dwie grupy. Ja oczywiście wybieram tą bardziej zaawansowaną :) I tutaj się zaczyna... Generalnie mocne tempo było już do samego końca. Jazdę momentami bardzo utrudniał upierdliwy wiatr ale przecież miało być ciężko nie ??? Niebo czasami wyglądało bardzo nieciekawie ale całe szczęście, że nie spadła ani jedna kropelka.

Na finiszu próbowałem coś tam powalczyć ale jakoś bez ikry i na samej końcówce było typowe tapu tapu :)

Powrót do Ozorkowa spokojnie bo przecież czekała mnie nocka w pracy...km przed domem zmoczyło mnie konkretnie :)

Generalnie bardzo udana sobota, tylko dlaczego tak zimno ? Średnia temperatura 16 w sierpniu ???

CAD: 82/122

Liczby z samej ustawki:
km: 79,82
czas: 3h12
avg: 37.5 km/h
avg hr: 162
avg cad: 83
Kategoria setka, ustawki


Z licznika:
105.98 km 0.00 km teren
03:21 h 31.64 km/h:
Maks. pr.:90.30 km/h
Temperatura:28.0
HR max:185 ( 86%)
HR avg:152 ( 71%)
W pionie:256 m
Spaliłem: 2370 kcal
Koza: Gianni

Runda przez Uniejów

Środa, 1 sierpnia 2012 dodano: 01.08.2012 | Komentarze 1

Typowo "wysiedzeniowy" trening. Nadal na urlopie więc korzystam :) Tym bardziej, że pogoda dopisuje. Max speed wykręcony za ciężarówką :), wykorzystałem okazję na krótkim i bardzo dobrze mi znanym odcinku, taki mocny akcent na przepalenie...
Zaczyna mi bardziej odpowiadać wyższa kadencja, znowu grubo powyżej 80...

CAD: 84/133

TRASA: OZ-Bibianów-Śliwniki-Wróblew-Pełczyska-Śliwniki-Piaskowice-Parzęczew-Wielka Wieś-Opole-Leźnica Wielka-Chodów-Gostków-Wartkowice-Uniejów-Krępa-Porczyny-Poddębice-Tarnowa-Budzynek-Parzęczew-Mariampol-Chociszew-OZ

Kategoria setka, solo


Z licznika:
197.00 km 0.00 km teren
06:12 h 31.77 km/h:
Maks. pr.:81.80 km/h
Temperatura:30.0
HR max:194 ( 90%)
HR avg:171 ( 79%)
W pionie:2700 m
Spaliłem: 3834 kcal
Koza: Gianni

Tatry Tour 2012

Sobota, 28 lipca 2012 dodano: 19.08.2012 | Komentarze 2

Uparłem się w tym roku, że pojadę długi dystans. W zeszłym także zapisałem się na długi, później "podpiąłem" się na krótki by ostatecznie pojechać ten drugi [masakryczne wręcz pogoda].

Pojechałem do Zakopanego z synem na 10-dniowy odpoczynek i tak naprawdę nie wiedziałem kiedy następnym razem zawitam na Podhale...stąd decyzja: jadę długi bez względu na pogodę !!!

[dzień przed startem zapowiadana pogoda: upał, upał i jeszcze raz upał]

Z Zakopanego wyruszam z tatą około ósmej. Kilkanaście minut niespełna po polskich drogach i wjeżdżamy w Łysej Polanie na Słowację. Tutaj miłe zaskoczenie bo asfalt, który w zeszłym roku wyglądał bardzo kiepsko, dzisiaj wygląda jak stół :)
Dzwoni telefon [obcy numer]. Mikołaj. Pyta się czy jestem w drodze i czy mam jakieś awaryjne euro. Przy okazji tłumaczy mi na jakim parkingu jest. Mam tam wbijać bo ponoć najtaniej :) Punkt 9 jesteśmy na miejscu, parking polecony przez Mikołaja znajdujemy, nie mniej jednak musiałem zadzwonić do niego aby się upewnić.

Przywitałem się z Mikołajem [nie widzieliśmy się rok], krótka pogawędka i trzeba było jechać do biura wyścigu. Tam wszystko idzie sprawnie. Kaucję za chip uiszczam w złotówkach [czyli tak jak w zeszłym roku] ale jest mały problem, bo brakło mi parę euro na wpisowe. [Mikołaj ja Ci tego chyba nie mówiłem nie ?].
Tłumaczę babce, że sytuacja jest wyjątkowa, że za parking było płacone w euro bo nie miał wydać w złotówkach...uparła się, że nie i koniec. O nie nie...tak nie będzie. Uśmiecham się i ponownie tłumaczę jej wszystko...zmiękła :) Woła jakąś "kierowniczkę" i ostatecznie wszystko jest załatwione po mojej myśli.

Wracam do auta. Rower naszykowany, ciśnienie w kołach odpowiednie, przebieram się, przypinam numer i trzeba już się zbierać na start...czas leciał bardzo szybko !!!

Tam już wszyscy gotowi. Staję gdzieś na końcu. Tuż obok mnie Krzysiek z Warszawy, Howard z forum szosowego, za chwilę pojawia się Krzysiek z Nowego Sącza. Jest jeszcze kilka chwil na rozmowy...Przychodzi mój tata, cyka parę fotek, zjawia się także Mikołaj [ma jeszcze do startu godzinę bo jedzie krótki].

Jedziemy...

Początek bardzo spokojnie bo ponad 230 chłopa musi przebrnąć przez kilka zakrętów. Wjeżdżamy na główną i cały peleton kieruje się w stronę Liptowskiego Mikulasa. Bardzo szybko przepycham się do przodu bo wiem, że w tak dużej grupie o kraksę gdzieś na tyłach nie trudno. Poza tym zbliżał się długi zjazd...
Taktyki nie miałem żadnej. No prawie żadnej :) Bo czy kiedy się zakłada "wystartować - przejechać - ukończyć" to czy można to nazwać taktyką ???

Jestem w przodu. Skoczył jakiś Słowak...ja za nim. Nie mogłem się powstrzymać. Stwierdziłem, że nie będę statystą i już. Kręcimy we dwóch dość mocno, po kilku km dojeżdża kolejny Słowak. Po zmianach, nie schodzi poniżej 45km/h...ale jest cały czas delikatnie z góry. Przewaga nad peletonem rośnie bardzo wolno ale rośnie. Wjeżdżamy do Liptowskiego, odwracam się...z tyłu nie widać nic. Przez miasto odpuszczam parę zmian. Słowacy kręcą jak szaleni, ja walczę z jakimś chwilowym [albo nie chwilowym] kryzysem. Za Litpowskim trochę płaskiego. Czuję się lepiej i znowu zaczynam wychodzić na zmiany. Podjeżdża samochód orgów, meldują, że nasza przewaga wynosi 3 minuty. Dobrze jest :) "Mam swoje pięć minut" :)
Przed moimi oczyma pojawia się krótka zmarszczka. Nie wiem, może jakieś 200-300 metrów...strzelam z koła, Słowacy idą jak wściekli. I tutaj to moje "5 minut" się skończyło :)
Jadę spokojnie swoim tempem. Peleton łyka mnie po kilkunastu minutach samotnego kręcenia.
Zaczyna się podjazd pod Huty. Spływam w tempie ekspresowym, wrzucam z tyłu wszystko co mam i jadę swoje. Spoglądam na licznik: temperatura 36 stopni !!! No idzie się zagotować !!! Mija mnie mój tata. Nie mam nawet ani ochoty, ani sił aby na niego krzyczeć. Zastanawiam się czy mnie przeoczył czy może jedzie celowo w górę aby gdzieś stanąć na poboczu i ratować mnie zimnym prysznicem...[oczywiście później okazało się, że mnie przeoczył].
Mija kilka minut, tata stoi gdzieś na boku. Cyka fotę, wsiada do auta, dojeżdża do mnie i pyta się co wziąć mi z bufetu. Poprosiłem o bidon wody i przy okazji oddałem mu jeden pusty.
Jest koniec podjazdu, wreszcie !!! Na bufecie biorę w locie kubek z bardzo chłodnym izotonikiem. Po chwili podjeżdża tata i ratuje mnie bidonem z zimną wodą. Leję dobrą połowę na kark i wio. Zaczyna się zjazd... Siła w nogach jeszcze jest i udaję się wykręcić ponad 80km/h :)

Dalej sporo płaskiego, jedzie się całkiem komfortowo. Za Zubercem zaczyna się drugi konkretny podjazd i tutaj pojawiają się pierwsze skurcze. Co prawda delikatne ale jednak...

Słońce nie daje za wygraną, nogi kręcą z minuty na minutę gorzej...skurcze przeszły więc dobre i to. Przed Chochołowem idzie mi bardzo ciężko, sił dodaje mi myśl, że za kilka km Polska :)
Teraz czeka mnie bardzo ciężki i upierdliwy odcinek do Zakopanego. Tempo nie jest zawrotne, ruch dość spory, towarzystwo do jazdy zmienia się bardzo często. Pojawiają się kolejne skurcze, tym razem konkretne. I ciągle to samo "miejsce", lewe udo, część tuż nad kolanem.
Mijam Dolinę Kościeliską, dwie krótkie hopki, trochę płaskiego i długi zjazd Krzeptówkami. Odpoczywam, nie kręcę wcale, tylko odpoczywam !!! Zaczynają się boczne uliczki, którymi trzeba przebić się do Imperiala. Przy "kerfurze" do boju zagrzewa mnie Zdzichu z żoną (miejscowi znajomi). Niebawem jestem już koło Krokwi...zbieram siły bo wiem, że przy Imperialu za kilka chwil będzie stał Kacperek (mój syn) i moja mama. Widzę ich z daleka, pierwszy raz od kilkudziesięciu km na mojej twarzy pojawia się "skromny" uśmiech. Mijam ich i sadzę dalej. Krótki płaski odcinek obok Nosala i wkrótce kolejny podjazd, Pod Cyhrlę.

I tutaj się zaczęło :(
Początek podjazdu i kolejny "potężny" skurcz. Oczywiście ta sama noga i to samo miejsce. Przestaje kręcić na kilka chwil, prawie spadam z roweru...przechodzi. Ledwo jadę...Podjazd, który jeszcze rok temu z "łatwością" pokonywałem na przełożeniu 39/21 tutaj męczę na 25. No ale km w nogach już "trochę" jest, poza tym zero formy w tym sezonie...
Zbliża się końcówka. Kolejny skurcz, tym razem zatrzymuję się i praktycznie upadam na pobocze. Ból jest tak ogromny, że nie czuję uda. Mija kilka minut i przechodzi. W klatce piersiowej jakieś dziwne kłucia, nasilają się z każdym kilometrem [pojawiły się już znacznie wcześniej, nie wspominałem].
Jest z górki...potem podjazd pod Głodówkę, zjazd do Łysej Polany i Słowacja. Jedzie się ciężko, na niebie zbierają się czarne chmury. Jest nadal upalnie...mogłoby popadać teraz !!! Zaczyna się ostry zjazd i wjeżdżam do miejscowości Zdiar. Zaczyna lać i to konkretnie. Cieszę się z deszczu jak mały chłopiec :)
Skręcam w prawo i przede mną ostatni odcinek do mety, jakieś 15 km. Jazda nie przypomina jazdy :) Totalne przepychanie, w klatce kłucia się nasilają, w efekcie muszę się zatrzymać na poboczu. Nie mogę mówić, ciężko mi wyrównać oddech...mija kilka chwil i jest lepiej. Wsiadam na rower i przepycham dalej. Znak Stary Smokowiec i za chwilę meta. Wjeżdżam i padam tuz za kreską na trawę...leżę tak dobre 20 minut. Nie czuję nóg, płuca chyba zostawiłem gdzieś na trasie :)
Przychodzi tata i powoli jakoś zbieram się z trawnika...

Nie miałem ochoty iść nawet do hotelu na obiad...rower do auta i do domu...odpocząć...

I tak to było na Tatry Tour...

Miejsce open 125. Wystartowało 260 zawodników, ukończyło 235. Strata do zwycięzcy godzina i cztery minuty. Miejsce w kategorii 72/116...

Mapa i profil wyścigu:



Kilka fotek z trasy:











Kategoria setka, wyścigi


Z licznika:
115.81 km 0.00 km teren
03:10 h 36.57 km/h:
Maks. pr.:81.00 km/h
Temperatura:32.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
W pionie:1170 m
Spaliłem: 4553 kcal
Koza: Gianni

Na MP do Psar pojechałem bez roweru...

Niedziela, 17 czerwca 2012 dodano: 18.06.2012 | Komentarze 3

Z grafiku (praca w systemie ciągłym po 12 godzin, 4 brygady) wynikało jasno już od dawna, że na MP Masters do Psar nie pojadę...nocka z soboty na niedzielę. Nawet gdybym wpadł na bardzo szaleńczy pomysł i zdecydował się jechać prosto z pracy na Śląsk to nie dałbym rady czasowo. Udało się jednak wziąć wolne (co uwierzcie mi, że u nas w firmie w przypadku brygadzistów jest ekstremalnie trudne). Tutaj chciałbym podziękować Darkowi (kolega z pracy). Miał wolne (a raczej powinien mieć) i przyszedł na zmianę za mnie.

Sobota wieczór to jakieś tam wstępne przygotowania do wyjazdu...

Rano wstaję około czwartej. Skromne co nieco na ząb i zaczynam pakować się do auta. Rozkładam tylko połowę siedzeń gdyż jadą ze mną: Rafał (kolega) i teściu. Samochód jest mały (Nissan Almera), mam olbrzymie kłopoty aby sensownie umiejscowić rower. Po kilku próbach cel prawie osiągnięty...lekko pcham kierownicą i gotowe. Zamykam tylne drzwi i przez przypadek zwracam uwagę na bardzo dziwnie wyglądającą tylną przerzutkę. Przyglądam się jej uważnie i...złamał się hak !!!
Nie muszę pisać jakie słowa cisnęły mi się na usta...
Po wyścigu...kilka minut stoję przy aucie. Stoję, po prostu stoję, nie myślę o niczym...
"Zaraz, zaraz. Wczoraj rozmawiałem z tatą, przecież przyjeżdża z Zakopanego pokibicować..."
Chwytam za telefon i dzwonię do niego. Zaspany odbiera, ja szybko wyjaśniam co się stało: "Weź rower i przyjedź wcześniej, złamał się się hak, będę jechał na Twoim".
Zapakowałem torbę, pompkę i komplet kół...pierwszy raz w życiu jadę na wyścig bez roweru :)

Z lekkim opóźnieniem odbieram Rafała spod sklepu, gdzie się umówiliśmy. Teściu nie jedzie..."no to fajnie, jakbym wiedział wcześniej to rozłożyłbym cały tył, rower wszedłby bez problemów...hak byłby cały" - pomyślałem. Ponieważ wiedziałem, że rower dojedzie, dzięki czemu wystartuję, to nawet przez chwilę nie byłem zły...Druga sprawa, że jakbym był ostrożniejszy wszystko byłoby OK...

Na pobliskiej stacji Lotosu tankujemy i w trasę. Ruch mały, dwa pasy od Tuszyna do samych Psar praktycznie. Na miejscu jesteśmy punkt 8.
Tłoku nie ma. Spokojnie znajdujemy fajne miejsce w cieniu na zaparkowanie i udajemy się na stadion, gdzie pod dużymi namiotami mieściło się biuro zawodów. Dalej to już kilka standardowych czynności: portfel lżejszy o 30 zł (wpisowe), odbieram numer (104) z pakietem startowym (koszulka, butelka wody i talon na jakieś żarcie), na końcu pobieram chip.
Wracamy do samochodu. Aut przybywa, robi się głośniej i tłoczniej. Roweru nie mam :) więc nie mam co szykować...biorę się za śniadanie (makaron) i oczekuję na jakiś znak od taty.
Gdy kończę jeść dzwoni, że będzie za jakieś pół godziny/40 minut. Przez ten czas ja szykuję ciuchy, zapinam numer, zakładam chip i pompuję koła. Na parkingu już komplet. Zaczyna się przedstartowa gorączka.
W końcu zjawia się tata. Sprawnie robimy co trzeba, jadę się przejechać. Siodełko za nisko o jakieś 4-5cm. Niestety u taty w Dynatek-u sztyca jest zintegrowana z ramą tak więc podniosłem tylko o cm, więcej nie dało rady. Ponowna próba. Ciut lepiej ale nadal tragicznie. Siodełko za nisko, wspornik kierownicy za krótki...generalnie pozycja wręcz śmieszna. Czuję się jakbym wsiadł na rower syna :)Jest jak jest, sprawdzam przerzutki. Przód OK, tył nie. Na każdej zębatce przeskakuje łańcuch. Moja kaseta jest znacznie więcej eksploatowana niż taty i z jego łańcuchem już chodzić nie chce. Zakładam koło taty (dobrze, że wziął swój komplet !!!) i wszystko chodzi jak się należy.

Rafał w między czasie uzupełnia mi bidony. Okazuje się, że w taty koszykach, ze wszystkich bidonów jakie zabrałem ze sobą żaden nie siedzi tak jak powinien. "Jest na rundzie trochę nierówności, stracę obydwa bidony, a jak to się skończy to wiadomo...".
Dziwnym trafem tata znajduje w aucie za siedzeniem bidon Elite (mały!!!). Te do jego koszyków LOOK-a pasują idealnie. Z tych co mam dobieram drugi (na szczęście duży).
Jadę się pokręcić, na rozgrzewkę z prawdziwego zdarzenia jest stanowczo za późno. Sprawdzam jeszcze przerzutki i bidony...w kieszonkach wszystko co trzeba.
M30 zbiera się na linii startu, staję gdzieś na końcu. Spotykam Krzyśka z OŚKI, chwilę rozmawiamy i ruszamy.

Początek spokojnie. Wszyscy wiemy, że dystans długi, że trasa selektywna...do tego jest bardzo upalnie. Na rowerze czuję się masakrycznie !!! Zachowuje się jak debiutant w peletonie. Kręcę się, co chwila wstaję. Wszystko mi przeszkadza. Siodełko nie takie (dlaczego nie dałem go do tyłu ?), szeroka kierownica, inaczej (niżej) położone klamki, mam problem aby znaleźć odpowiednie miejsce dla moich dłoni, siedzę za nisko (jakby rama była dwa rozmiary za mała)...Jednym słowem to nie jest jazda, to jest męczarnia !!!
Na pierwszej rundzie nie ma zbyt wielu skoków. Cały czas staram się trzymać czuba, na wszelki wypadek jakby na którymś z podjazdów zaczęło pękać. Powoli zaczynam zapominać o tym na "czym" jadę (choć cały czas towarzyszy mi świadomość tego, że to nie moja pozycja).

Na drugiej rundzie tempo rośnie. Więcej ataków, coś się zaczyna dziać. Zakładałem, że przez 1,5 rundy nie robię nic i tego się trzymam. Cały czas w czubie...Koniec drugiej rundy. Jakieś 600m przed kreską (po lewej stronie) czeka Rafał z pełnym bidonem. Widzę go z daleka, pusty idzie w krzaki, pełnego nie daję rady złapać, jechałem stanowczo za szybko :(
Na trzeciej rundzie zaczyna się konkretne ściganie. Nie ma chwili wytchnienia, cały czas coś się dzieje. Z przodu kręci dwóch/trzech, ich przewaga rośnie. Na jednym z podjazdów (gdzieś na 10km do kreski) przychodzi kryzys. "Wspinaczkę" zaczynam z czuba, czuję się fatalnie i zaczynam spływać. Bolą kolana, plecy, ręce :( Końcówka podjazdu i widzę, że tracę kontakt z główną grupą...Zaciskam zęby i znajduję jakimś cudem siłę aby dociągnąć. Udaje się, zaczyna się trochę zjazdu, później płaskiego, staram się uspokoić oddech. Jadę znowu w czołówce ale na szarym końcu. Odwracam się do tyłu, nie ma wozu sędziowskiego ale jedzie mój tata. Biorę butelkę wody. Dwa łyki, reszta idzie na plecy i szyję. Chwilowo czuję ulgę jeżeli chodzi o ból..."Jeżeli skończę trzecią rundę jak teraz to na czwartej nie puszczę koła za nic w świecie" - pomyślałem.

Pozostał jeden problem: w bidonie pusto, muszę tym razem drapnąć "nowy" od Rafała. Dojeżdżamy powoli do kreski. Grupa jedzie wolniej, trzymam się lewej strony, widzę go. Zwalniam i mam !!! Będę żył :) Na dzień dobry wypijam jakąś 1/3. Na początku czwartego okrążenia jem.
Czołówka odjechała na dobre, peleton (mocno przetrzebiony i już znacznie mniejszy) jedzie bardzo spokojnie. Przed pierwszym podjazdem odjeżdża Sebastian z Łodzi, dalej Krzysiek z OŚKI i jeszcze kilku. Z przodu formuje się kilkuosobowa grupka. Ja zapomniałem już, że mnie coś boli (a bolało już mnie wszystko). Pojawiają się delikatne skurcze. Każdy podjazd jest walką o przetrwanie. Tempo szarpane, raz bardzo szybko, raz bardzo wolno, przez chwilę wszyscy jesteśmy już niemal pewni, że dojdziemy grupkę z przodu i na finiszu będzie walka o 4 miejsce. Niestety, ci z przodu jadą bardzo równo i przewagę utrzymują do końca. Km do mety zaczyna się finisz. Każdy szuka odpowiedniej dla siebie pozycji...jadę z czuba, nieco zamknięty i nie tracę wiary, że jednak znajdę jeszcze jakąś resztkę sił aby powalczyć...na 400m do kreski delikatny skurcz, nogi mówią DOSYĆ. Z trudem prostuję nieco plecy i na górnym chwycie zmierzam powoli do mety...nawet nie zwracałem uwagi kto mnie mija i ilu mnie mija...

Jadę na stadion oddać numer i chip. Wszystko mnie boli, przez pierwsze chwile nie mogę wyprostować nóg, jakby kolana zacięły się w jakimś miejscu. Kilka minut stoję z Rafałem i coś tam gadamy...już nawet nie kojarzę o czym. Kolana się "odblokowały", zacząłem normalnie się poruszać. Idziemy do samochodu. Przez jakieś pół godziny nawet nie myślę o przebieraniu się. Siadam w aucie, rozmawiamy z tata i Rafałem. Jak to było na trasie i takie tam...Tata zabiera rower i koło i powoli zbiera się w drogę powrotną. Patrzę na Dynatek-a ostatni raz i mam mieszane uczucia...z jednej strony to przez "niego" tak się męczyłem, z drugiej zaś to dzięki "niemu" w ogóle wystartowałem....Pożegnałem się z tatą, przebrałem i z Rafałem ruszyliśmy na Łódź...

p.s. Miejsce trzydzieste. Cel był jeden: poprawić wynik z zeszłego roku (Śrem 2011, 12m). W takich okolicznościach jednak, w jakich przyszło mi startować to chyba należy się cieszyć z tego co osiągnąłem...forma była i dobre samopoczucie także. I nawet trasa (która nie była pode mnie) nie była mi wcale straszna. Zostawiłem w Psarach kupę zdrowia, walczyłem do końca, do samej kreski...na drugiej rundzie i początku trzeciej byłem aktywny...wynik mnie nie obchodzi jeśli mam być szczery :)

Przed startem, jeszcze uśmiechnięty... © rejziak79

Na starcie, obok Krzysiek z OŚKI... © rejziak79

Na jednym z zakrętów... © rejziak79

I po wyścigu... © rejziak79


Kategoria setka, wyścigi


Z licznika:
111.37 km 0.00 km teren
03:36 h 30.94 km/h:
Maks. pr.:43.40 km/h
Temperatura:27.0
HR max:182 ( 85%)
HR avg:155 ( 72%)
W pionie:334 m
Spaliłem: 3410 kcal
Koza: Gianni

Przed pracą...

Piątek, 8 czerwca 2012 dodano: 12.06.2012 | Komentarze 0

Kiedy mam nockę w pracy (start o 18) to z reguły staram się jechać wcześnie rano aby popołudniu mieć jeszcze trochę czasu na jakiś krótki odpoczynek. Tym razem jednak wyruszyłem koło czternastej...żarcie w mały plecak i wio (czyli od razu po treningu do firmy).
Ruszyłem na Grotniki i później w stronę Aleksandrowa z myślą, że wpadnę na portiernię zostawić "bagaż". Zrezygnowałem jednak z prostej przyczyny: szkoda mi było czasu.
Za Grotnikami zaczyna się chmurzyć i pojawiają się delikatne krople deszczu. No robi się wesoło...Skręcam we Wiosny Ludów, przestaje kropić. Jest nadal pochmurno ale i strasznie duszno.
W Zgierzu podejmuję ostateczną decyzję, że nie jadę zostawić plecaka. Jest spora obawa o plecy (te ostatnio częściej bolą, a przecież plecak teoretycznie powinien pogorszyć tylko sprawę). Jadę na Aleksandrów, w głowie pojawiła się finalna wersja rundy. Zaczyna lać deszcz !!! Co najśmieszniejsze: patrzę na niebo, nade mną słońce, w zasięgu wzroku jakieś drobne obłoki. Te ciemne chmurzyska, z których jeszcze nie tak dawno kropiło rozpłynęły się:) Ot, takie pogodowe anomalie. Pada, tylko nie bardzo wiadomo z czego :) Kiedy mieszkałem na południu to byłem przyzwyczajony do takich "cyrków" ale w centrum ???
Po paru minutach pogoda normuje się, km, dwa i jest sucho. "Tutaj nie padało" - widać wyraźnie.
Z Aleksa odbijam bokami na Parzęczew, jestem już całkiem suchy, a słońce grzeje "równo".
Dalej to już tylko przed siebie wyznaczoną trasą. Walka z wiatrem (halny to to nie był ale dawał popalić) w pięknym słoneczku. Nawet przez chwilę nie zapowiadało się na jakieś nagłe załamanie pogody...Co najważniejsze, to bólu w plecach nie poczułem nawet przez sekundę (mimo skromnego bagażu na plecach).
W zakładzie byłem kilkanaście minut po siedemnastej, także był czas na prysznic i kawkę.
Na koniec dodam, że przez 12h było co robić. Do tego stopnia, że raz tylko zerknąłem na transmisję tekstową meczu Polska-Grecja...a o 6 rano bardzo żałowałem, że przyjechałem rowerem. Powrót to była katorga...

Kadencja: 83/112

TRASA: OZORKÓW-Grotniki-Zgierz-Aleksandrów-S.Krasnodęby-Sobień-Prawęcice-Poddębice-Tur-Gostków-Powodów-Parzęczew-Mariampol-Chociszew-Ozorków-Grotniki-ZGIERZ

Kategoria setka, solo


Z licznika:
114.33 km 0.00 km teren
03:26 h 33.30 km/h:
Maks. pr.:55.40 km/h
Temperatura:17.0
HR max:191 ( 89%)
HR avg:164 ( 76%)
W pionie:546 m
Spaliłem: 3507 kcal
Koza: Gianni

Ustawka "pod apteką"

Niedziela, 3 czerwca 2012 dodano: 04.06.2012 | Komentarze 1

Pogoda z samego rana okazała się bardzo łaskawa. Było chłodno i wiał bardzo silny wiatr ale najważniejsze, że nie padało. Wczoraj z Krzyśkiem zaplanowaliśmy wyjazd na łódzką ustawkę "pod apteką" (Wycieczkowa/Strykowska)..."jak nie pada to jedziemy" - tak obaj ustaliliśmy.

Wyjechaliśmy punkt 9. Do Zgierza "jedynką" przy bocznym i minimalnie sprzyjającym wietrze, później dość sprawnie przebiliśmy się przez centrum i dalej lasem łagiewnickim w stronę Strykowskiej. Na miejscu byliśmy kilka minut przed dziewiątą.
W ciągu zaledwie kilku minut zebrało się nas koło 50...może nawet ciut więcej.
Wszyscy ruszyliśmy "główną" w stronę Strykowa. Początek spokojnie, a kiedy zjechaliśmy już na boczne drogi to się zaczęło. Tempo z km na km mocniejsze, pojawiły się pierwsze wachlarze, co jakiś czas ktoś próbował odjechać.
Pierwszy konkret to odjazd kilku chłopaków przy mocnym, bocznym wietrze. Postanowiłem doskoczyć, ze mną Krzysiek. Obejrzałem się szybko do tyłu, było nas koło dziesięciu. Mimo mocnego tempa zostaliśmy dość szybko doścignięci.
Jazda trochę się uspokoiła. Nie na długo. Gdzieś w okolicach 20-ego km na czele kręcił trójka. Ich przewaga rosła wolno ale rosła. Nie rwałem się, jednak w pewnym momencie stwierdziłem, że co mi szkodzi spróbować. Skokiem tego nazwać nie można, po prostu zmieniłem obrót i dość mocno zwiększyłem tempo. Doszedłem ich po dwóch, może trzech minutach samotnego kręcenia. Od tej chwili w czterech po zmianach.
Nie można było być pewnym, że to już odjazd "do kreski" bo główna grupa miała nas cały czas w zasięgu wzroku. Ale jak to w takich sytuacjach bywa, my równo, oni raz tak raz tak, w efekcie stracili nas z oczu.
Po jakimś czasie zostaje nas trzech. Mnie łapie lekki kryzys więc parę zmian odpuszczam. Puszcza szybko ale czuję, że parę dni wolnego zrobiło swoje. Do tego cały czas wieje niemiłosiernie i jestem już naprawdę konkretnie zmęczony.
Zmiany daję tylko krótsze.
Nie wiadomo skąd pojawia się nagle gość co wcześniej kręcił z nami i znowu jesteśmy w czwórkę (okazało się, że skrócił nieco trasę). Dla ciekawskich: nie, to nie było oszustwo, był to czysty zbieg okoliczności, że w pewnym momencie znowu trafił na nas :)
Kilka km kręcimy we czterech, za chwile jednak znowu zostaje trójka.
Na asfalcie pojawiają się słabo widoczne informacje, że do "mety" już tylko km. Później 500m, 300m....Widać kilkunastu z grupy, która jechała krótszy dystans. Nie ścigamy się, wjeżdżamy wspólnie na kreskę. Za dosłownie chwilę wpada finiszująca II dywizja, po kilku minutach pierwsza (czyli nasza). Krzyśka nie ma, okazało się, że gdy wbili się na drogę Ozorków-Stryków, on pojechał do domu (wcześniej mówił, że raczej do końca jechać z nami nie będzie). Postałem jeszcze chwilę, zjadłem coś i razem z Panem Radkiem Myszkowskim ruszyłem w stronę Zgierza. Po drodze zaprosił mnie na PP do Aleksandrowa Łódzkiego na następną niedzielę. Oczywiście odpowiedziałem mu, że będę na 100%.
On pojechał w kierunku Zgierza/Aleksa, ja odbiłem w prawo na Smardzew i przez Białą, Dzierżązną i Sokolniki śmigałem przy mocnym i niesprzyjającym wietrze do domu.
Fajny i udany trening. Średnia z samej ustawki wyszła nam coś około 36km/h. Niezbyt imponująca ale w zasadzie większość dystansu w trójkę, do tego ten wiatr....no i podobno z tych trzech ustawek: Kasztany, Wycieczkowa, Rzgowska to dzisiejsza ma poziom z reguły "najniższy". Ponoć, tak słyszałem. Byłem "pod apteką" pierwszy raz, nie znam jeszcze wszystkich (w zasadzie znam tylko jakieś jednostki) i nie będę wypowiadał się odnośnie prestiżu i poziomu...to byłoby nie na miejscu. Dla mnie jazda na takich treningach to bardzo dużo. Ile można śmigać samemu...
Do następnego :)

TRASA: OZ-Emilia-Zgierz-Łagiewniki-Strykowska/Wycieczkowa-Dobra-Swędów-Tymianka-Koźle-Besiekierz-Kębliny-Szczawin-Józefów-Skotniki-Glinnik-Szczawin-Biała-Dzierżązna-Sokolniki-OZ

Kadencja: 78/131

Kategoria setka, ustawki


Z licznika:
101.72 km 0.00 km teren
03:13 h 31.62 km/h:
Maks. pr.:43.90 km/h
Temperatura:22.0
HR max:174 ( 81%)
HR avg:152 ( 71%)
W pionie:264 m
Spaliłem: 2958 kcal
Koza: Gianni

Kolejny udany dzionek...

Środa, 9 maja 2012 dodano: 09.05.2012 | Komentarze 1

TRASA: OZ-Chociszew-Mariampol-Mikołajew-Wytrzyszczki-Budzynek-Tarnowa-Poddębice-Praga-Krępa-Balin-Uniejów-Wartkowice-Gostków-Powodów-Woźniki-Powodów-Leźnica-Opole-Wróblew-Śliwniki-OZ

Właściwie to trening bez historii...
Równa i dość spokojna jazda, bez żadnego akcentowania. Od Uniejowa do domu pod wiatr (jakieś 40km)...tętno szło wyraźnie w górę ale i tak było do przyjęcia.
Sprawdziłem nową drogę z Brudnowa do Poddębic, drogę o której istnieniu nie miałem zielonego pojęcia. Asfalt idealny, jedynie dwa mocno "poszarpane", krótkie (po około 100m) odcinki i do tego większość w lesie.
Jutro wolne...

AVG CAD: 86 (znowu powyżej 80 !!!)
MAX CAD: 123

Moja słodka gęba :) © rejziak79

Droga w kierunku Budzynka © rejziak79


Kategoria setka, solo


Z licznika:
136.63 km 0.00 km teren
04:06 h 33.32 km/h:
Maks. pr.:61.60 km/h
Temperatura:24.0
HR max:189 ( 88%)
HR avg:154 ( 71%)
W pionie:542 m
Spaliłem: 3847 kcal
Koza: Gianni

Kasztany...

Sobota, 5 maja 2012 dodano: 06.05.2012 | Komentarze 4

W końcu udało się zebrać na jedną z łódzkich ustawek. Sobota to "Kasztany" czyli róg Zgierskiej i Julianowskiej.
Na miejscu jestem 10 minut przed dziesiątą i nie ma nikogo. Po chwili jednak jest drugi, trzeci, czwarty...w ciągu kilkunastu minut jest już nas grubo ponad 40 chłopa.
Ruszamy na Stryków, dalej tereny mi zupełnie obce czyli kręcenie w okolicach Brzezin. Dużo otwartych prostych, ranty, silny wiatr i piekielny upał.
Wybrałem grupę "bardziej zaawansowaną" i w sumie nie żałowałem. Były kryzysowe momenty ale ogólnie dałem radę. Nawet na kreskę w Kalonce wleciałem chyba szósty :)
Fajne doświadczenie, mam nadzieję, że będzie okazja zaglądać na Kasztany znacznie częściej...

AVG CAD: 77
MAX CAD: 109

TRASA: OZ-Emilia-Zgierz-Łódź-Dobieszków-Sosnowiec-Stryków-Niesułków-Syberia-Kołacin-Henryków-Tadzin-Niesułków-Sierżnia-Kalonka-Łódź-Łagiewniki-Zgierz-Emilia-OZ



Z licznika:
102.29 km 0.00 km teren
03:21 h 30.53 km/h:
Maks. pr.:48.60 km/h
Temperatura:19.0
HR max:190 ( 88%)
HR avg:157 ( 73%)
W pionie:415 m
Spaliłem: 3952 kcal
Koza: Gianni

Prawie jak komedia :)

Niedziela, 22 kwietnia 2012 dodano: 22.04.2012 | Komentarze 2

TRASA: Ozorków-Aleksandria-Emilia-Zgierz-Aleksandrów Łódzki...później to już się z lekka pogubiłem :)

1. 7 rano pobudka, 15 minut później jestem na myjce z rowerem.
2. Śniadanie, kawa, ubieram nowy komplet (foto poniżej) i ruszam o 8.55, kierunek: Strykowska/Wycieczkowa czyli jedna z łódzkich ustawek.
3. Jestem w Zgierzu, nie chce mi się jechać na Strykowską :)
4. Zjeżdżam na chodnik i dzwonię do Krzyśka (kolega z dawnych kolarskich czasów, znów zaczął trochę kręcić).
5. Rozmowa z Krzyśkiem:
-Krzychu jeździ Aleksandrów (ustawka) w niedzielę o 10 rano?
-Tak, my jedziemy, dawaj z nami
-Jestem w Zgierzu, miałem jechać na Strykowską, jadę do Aleksa, ruszę z nimi, spotkamy się w Mariampolu
-Ty, ja nie wiem o której startują i skąd
-Ale ja wiem
-OK to widzimy się niebawem
6. Jadę do Aleksa.
7. Jestem prawie na miejscu i jakieś 15 minut przed dziesiątą.
8. Dzwonię do kumpla z pracy (Bartek)
9. Rozmowa:
-Siema, gdzie jest Polo Market u was ?
-Na Daszyńskiego
-Hehe, gdzie to? (tłumaczy co i jak)
10. Jestem przed Polo, nikogo nie ma.
11. Krzysiek dzwoni, rozmowa:
-Ty oni ruszają punkt 10 spod Polo
-Wiem, ale tutaj nikogo nie ma
-Dobra olej to, dawaj na Parzęczew, w Mariampolu skręć na Chociszew, spotkamy się na trasie
-Dobra, widzimy się niebawem
12. Jestem w Mariampolu i nie skręcam na Chociszew :) tylko sadzę na Parzęczew.
13. Dzwonię do Krzyśka, rozmowa:
-Gdzie jesteście?
-Na Mariampolu, a ty?
-Za Parzęczewem, jadę w stronę Ozorkowa
-Przecież ci mówiłem żebyś skręcił na Chociszew
-Zapomniałem, gdzie teraz jedziecie?
-Wracamy do Chociszewa i dalej na naszą rundę
-Dobra jadę na Chociszew od strony Parzęczewa, tam się spotkamy
-OK
14. Jestem w Chociszewie, nie ma ich :)
15. Dzwonię do Krzyśka, rozmowa:
-Mieliście być w Chociszewie ?
-Byliśmy, jedziemy już na Bibianów, jechali w trupa, teraz odpuścili, dawaj, może nas dogonisz
-Jechali ? Kto ?
-Chłopaki z ustawki z Aleksa
-Jak to ?
-Wyjechali przed dziesiątą
-Dobra jak jedziecie naszą rundę, to jadę od drugiej strony, spotkamy się na bank
-OK, dawaj.
16. Jadę rundę od drugiej mańki z nadzieją, że ich w końcu złapię. Przejechane już prawie 50km
17. Jestem prawie na Śliwnikach, z przeciwka widzę dwie grupy. Zawracam, mijają mnie szybko, rantują :) Zamieniam kilka słów z Krzyśkiem. Kraksa była, trzech leżało :(
18. Jedziemy na Parzęczew, dalej na Mariampol.
19. Podjazd, idzie skok, zostajemy w trzech, może w czterech...Jezuniu, ja wcale nie jestem taki cienki :P
20. Skręcamy na Chociszew, chłopaki z Aleksa do domu...
21. Sadzimy w trzech małą rundkę, żegnamy się, ja dokręcam na Grotniki do setki i wracam do domu...
22. W domu obiadek (kluski na parze i gulasz, mniam....)

I to tyle :)

MAX CAD: 112
AVG CAD: 75

Mój Gianni :) © rejziak79

Nowa droga na Śliwniki © rejziak79

Nowy komplet, idealnie pasuje pod ramę :) © rejziak79
Kategoria w towarzystwie, setka


Z licznika:
104.30 km 0.00 km teren
03:39 h 28.58 km/h:
Maks. pr.:47.00 km/h
Temperatura:9.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
W pionie:496 m
Spaliłem: 3961 kcal
Koza: Gianni

Kolejna setka...

Wtorek, 3 kwietnia 2012 dodano: 03.04.2012 | Komentarze 1

Z prognozy, na którą zerknąłem wczoraj, dzisiaj sprawdziło się tylko to, że nie padało. Niebo miało być zachmurzone, jednak słońce pojawiło się po przejechaniu dosłownie kilku kilometrów i towarzyszyło mi już do końca treningu. Sucho od pierwszego do ostatniego kilometra.
Wiatr zdecydowanie odpuścił i dzięki temu cieplej, dużo cieplej.

TRASA: Ozorków-Bibianów-Śliwniki-Wróblew-Opole-Leźnica Wielka-Gostków-Wartkowice-Biernacice-Uniejów-Balin-Krępa-Praga-Poddębice-Aleksandrów Łódzki-Grotniki-Ozorków

Kategoria solo, setka