O mnie...

avatar Ten blog rowerowy prowadzi wicklowman z miasta Ozorków. Mam nastukane 7058.48 kilometrów w tym 43.85 w terenie. Moja kosmiczna średnia to 30.27 km/h.
Więcej o mnie.

button stats bikestats.pl

baton rowerowy bikestats.pl
Odwiedziny:
1296
Osób online:
1

Miesiąc po miesiącu...

Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2012

Dystans całkowity:1019.52 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:33:00
Średnia prędkość:30.89 km/h
Maksymalna prędkość:81.80 km/h
Suma podjazdów:6220 m
Maks. tętno maksymalne:194 (90 %)
Maks. tętno średnie:171 (79 %)
Suma kalorii:16023 kcal
Liczba aktywności:17
Średnio na aktywność:59.97 km i 1h 56m
Więcej statystyk
Z licznika:
90.73 km 0.00 km teren
03:01 h 30.08 km/h:
Maks. pr.:62.50 km/h
Temperatura:28.0
HR max:176 ( 82%)
HR avg:152 ( 71%)
W pionie:336 m
Spaliłem: 2129 kcal
Koza: Gianni

Runda przez Stryków

Wtorek, 31 lipca 2012 dodano: 01.08.2012 | Komentarze 0

Średnio, bardzo średnio, do tego ten mordewind...

CAD: 83/118

TRASA: OZ-SOKOLNIKI-KANIA GÓRA-JASIONKA-BIAŁA-SZCZAWIN-SMARDZEW-ŁAGIEWNIKI-ŁÓDŹ-SOSNOWIEC-STRYKÓW-SIERŻNIA-NIESUŁKÓW-STRYKÓW-MODLNA-OZ

Kategoria 81-99, solo


Z licznika:
54.82 km 0.00 km teren
01:44 h 31.63 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max:177 ( 82%)
HR avg:155 ( 72%)
W pionie:143 m
Spaliłem: 1640 kcal
Koza: Gianni

Trening

Poniedziałek, 30 lipca 2012 dodano: 19.08.2012 | Komentarze 0

Kategoria 51-80, solo


Z licznika:
197.00 km 0.00 km teren
06:12 h 31.77 km/h:
Maks. pr.:81.80 km/h
Temperatura:30.0
HR max:194 ( 90%)
HR avg:171 ( 79%)
W pionie:2700 m
Spaliłem: 3834 kcal
Koza: Gianni

Tatry Tour 2012

Sobota, 28 lipca 2012 dodano: 19.08.2012 | Komentarze 2

Uparłem się w tym roku, że pojadę długi dystans. W zeszłym także zapisałem się na długi, później "podpiąłem" się na krótki by ostatecznie pojechać ten drugi [masakryczne wręcz pogoda].

Pojechałem do Zakopanego z synem na 10-dniowy odpoczynek i tak naprawdę nie wiedziałem kiedy następnym razem zawitam na Podhale...stąd decyzja: jadę długi bez względu na pogodę !!!

[dzień przed startem zapowiadana pogoda: upał, upał i jeszcze raz upał]

Z Zakopanego wyruszam z tatą około ósmej. Kilkanaście minut niespełna po polskich drogach i wjeżdżamy w Łysej Polanie na Słowację. Tutaj miłe zaskoczenie bo asfalt, który w zeszłym roku wyglądał bardzo kiepsko, dzisiaj wygląda jak stół :)
Dzwoni telefon [obcy numer]. Mikołaj. Pyta się czy jestem w drodze i czy mam jakieś awaryjne euro. Przy okazji tłumaczy mi na jakim parkingu jest. Mam tam wbijać bo ponoć najtaniej :) Punkt 9 jesteśmy na miejscu, parking polecony przez Mikołaja znajdujemy, nie mniej jednak musiałem zadzwonić do niego aby się upewnić.

Przywitałem się z Mikołajem [nie widzieliśmy się rok], krótka pogawędka i trzeba było jechać do biura wyścigu. Tam wszystko idzie sprawnie. Kaucję za chip uiszczam w złotówkach [czyli tak jak w zeszłym roku] ale jest mały problem, bo brakło mi parę euro na wpisowe. [Mikołaj ja Ci tego chyba nie mówiłem nie ?].
Tłumaczę babce, że sytuacja jest wyjątkowa, że za parking było płacone w euro bo nie miał wydać w złotówkach...uparła się, że nie i koniec. O nie nie...tak nie będzie. Uśmiecham się i ponownie tłumaczę jej wszystko...zmiękła :) Woła jakąś "kierowniczkę" i ostatecznie wszystko jest załatwione po mojej myśli.

Wracam do auta. Rower naszykowany, ciśnienie w kołach odpowiednie, przebieram się, przypinam numer i trzeba już się zbierać na start...czas leciał bardzo szybko !!!

Tam już wszyscy gotowi. Staję gdzieś na końcu. Tuż obok mnie Krzysiek z Warszawy, Howard z forum szosowego, za chwilę pojawia się Krzysiek z Nowego Sącza. Jest jeszcze kilka chwil na rozmowy...Przychodzi mój tata, cyka parę fotek, zjawia się także Mikołaj [ma jeszcze do startu godzinę bo jedzie krótki].

Jedziemy...

Początek bardzo spokojnie bo ponad 230 chłopa musi przebrnąć przez kilka zakrętów. Wjeżdżamy na główną i cały peleton kieruje się w stronę Liptowskiego Mikulasa. Bardzo szybko przepycham się do przodu bo wiem, że w tak dużej grupie o kraksę gdzieś na tyłach nie trudno. Poza tym zbliżał się długi zjazd...
Taktyki nie miałem żadnej. No prawie żadnej :) Bo czy kiedy się zakłada "wystartować - przejechać - ukończyć" to czy można to nazwać taktyką ???

Jestem w przodu. Skoczył jakiś Słowak...ja za nim. Nie mogłem się powstrzymać. Stwierdziłem, że nie będę statystą i już. Kręcimy we dwóch dość mocno, po kilku km dojeżdża kolejny Słowak. Po zmianach, nie schodzi poniżej 45km/h...ale jest cały czas delikatnie z góry. Przewaga nad peletonem rośnie bardzo wolno ale rośnie. Wjeżdżamy do Liptowskiego, odwracam się...z tyłu nie widać nic. Przez miasto odpuszczam parę zmian. Słowacy kręcą jak szaleni, ja walczę z jakimś chwilowym [albo nie chwilowym] kryzysem. Za Litpowskim trochę płaskiego. Czuję się lepiej i znowu zaczynam wychodzić na zmiany. Podjeżdża samochód orgów, meldują, że nasza przewaga wynosi 3 minuty. Dobrze jest :) "Mam swoje pięć minut" :)
Przed moimi oczyma pojawia się krótka zmarszczka. Nie wiem, może jakieś 200-300 metrów...strzelam z koła, Słowacy idą jak wściekli. I tutaj to moje "5 minut" się skończyło :)
Jadę spokojnie swoim tempem. Peleton łyka mnie po kilkunastu minutach samotnego kręcenia.
Zaczyna się podjazd pod Huty. Spływam w tempie ekspresowym, wrzucam z tyłu wszystko co mam i jadę swoje. Spoglądam na licznik: temperatura 36 stopni !!! No idzie się zagotować !!! Mija mnie mój tata. Nie mam nawet ani ochoty, ani sił aby na niego krzyczeć. Zastanawiam się czy mnie przeoczył czy może jedzie celowo w górę aby gdzieś stanąć na poboczu i ratować mnie zimnym prysznicem...[oczywiście później okazało się, że mnie przeoczył].
Mija kilka minut, tata stoi gdzieś na boku. Cyka fotę, wsiada do auta, dojeżdża do mnie i pyta się co wziąć mi z bufetu. Poprosiłem o bidon wody i przy okazji oddałem mu jeden pusty.
Jest koniec podjazdu, wreszcie !!! Na bufecie biorę w locie kubek z bardzo chłodnym izotonikiem. Po chwili podjeżdża tata i ratuje mnie bidonem z zimną wodą. Leję dobrą połowę na kark i wio. Zaczyna się zjazd... Siła w nogach jeszcze jest i udaję się wykręcić ponad 80km/h :)

Dalej sporo płaskiego, jedzie się całkiem komfortowo. Za Zubercem zaczyna się drugi konkretny podjazd i tutaj pojawiają się pierwsze skurcze. Co prawda delikatne ale jednak...

Słońce nie daje za wygraną, nogi kręcą z minuty na minutę gorzej...skurcze przeszły więc dobre i to. Przed Chochołowem idzie mi bardzo ciężko, sił dodaje mi myśl, że za kilka km Polska :)
Teraz czeka mnie bardzo ciężki i upierdliwy odcinek do Zakopanego. Tempo nie jest zawrotne, ruch dość spory, towarzystwo do jazdy zmienia się bardzo często. Pojawiają się kolejne skurcze, tym razem konkretne. I ciągle to samo "miejsce", lewe udo, część tuż nad kolanem.
Mijam Dolinę Kościeliską, dwie krótkie hopki, trochę płaskiego i długi zjazd Krzeptówkami. Odpoczywam, nie kręcę wcale, tylko odpoczywam !!! Zaczynają się boczne uliczki, którymi trzeba przebić się do Imperiala. Przy "kerfurze" do boju zagrzewa mnie Zdzichu z żoną (miejscowi znajomi). Niebawem jestem już koło Krokwi...zbieram siły bo wiem, że przy Imperialu za kilka chwil będzie stał Kacperek (mój syn) i moja mama. Widzę ich z daleka, pierwszy raz od kilkudziesięciu km na mojej twarzy pojawia się "skromny" uśmiech. Mijam ich i sadzę dalej. Krótki płaski odcinek obok Nosala i wkrótce kolejny podjazd, Pod Cyhrlę.

I tutaj się zaczęło :(
Początek podjazdu i kolejny "potężny" skurcz. Oczywiście ta sama noga i to samo miejsce. Przestaje kręcić na kilka chwil, prawie spadam z roweru...przechodzi. Ledwo jadę...Podjazd, który jeszcze rok temu z "łatwością" pokonywałem na przełożeniu 39/21 tutaj męczę na 25. No ale km w nogach już "trochę" jest, poza tym zero formy w tym sezonie...
Zbliża się końcówka. Kolejny skurcz, tym razem zatrzymuję się i praktycznie upadam na pobocze. Ból jest tak ogromny, że nie czuję uda. Mija kilka minut i przechodzi. W klatce piersiowej jakieś dziwne kłucia, nasilają się z każdym kilometrem [pojawiły się już znacznie wcześniej, nie wspominałem].
Jest z górki...potem podjazd pod Głodówkę, zjazd do Łysej Polany i Słowacja. Jedzie się ciężko, na niebie zbierają się czarne chmury. Jest nadal upalnie...mogłoby popadać teraz !!! Zaczyna się ostry zjazd i wjeżdżam do miejscowości Zdiar. Zaczyna lać i to konkretnie. Cieszę się z deszczu jak mały chłopiec :)
Skręcam w prawo i przede mną ostatni odcinek do mety, jakieś 15 km. Jazda nie przypomina jazdy :) Totalne przepychanie, w klatce kłucia się nasilają, w efekcie muszę się zatrzymać na poboczu. Nie mogę mówić, ciężko mi wyrównać oddech...mija kilka chwil i jest lepiej. Wsiadam na rower i przepycham dalej. Znak Stary Smokowiec i za chwilę meta. Wjeżdżam i padam tuz za kreską na trawę...leżę tak dobre 20 minut. Nie czuję nóg, płuca chyba zostawiłem gdzieś na trasie :)
Przychodzi tata i powoli jakoś zbieram się z trawnika...

Nie miałem ochoty iść nawet do hotelu na obiad...rower do auta i do domu...odpocząć...

I tak to było na Tatry Tour...

Miejsce open 125. Wystartowało 260 zawodników, ukończyło 235. Strata do zwycięzcy godzina i cztery minuty. Miejsce w kategorii 72/116...

Mapa i profil wyścigu:



Kilka fotek z trasy:











Kategoria setka, wyścigi


Z licznika:
82.95 km 0.00 km teren
02:48 h 29.63 km/h:
Maks. pr.:72.00 km/h
Temperatura:23.0
HR max: (%)
HR avg:164 ( 76%)
W pionie:984 m
Spaliłem: 2255 kcal
Koza: Gianni

Zakopane dzień trzeci

Czwartek, 26 lipca 2012 dodano: 31.07.2012 | Komentarze 0

Wreszcie się zebrałem...na początek po "płaskim" do Białego Dunajca. W Białym bokami do Szaflar gdzie jest bardzo fajny podjazd (początek to jakieś 13%). W Szaflarach miałem odbić już na NT ale postanowiłem prasnąć przez Bór (krótka i sztywna zmarszczka). Dalej Nowy Targ, przez samo centrum i do Zaskala. Po płaskim do Chochołowa i zamiast jechać cały czas delikatnie w górę do Zakopca to odbiłem w lewo na Dzianisz. Cały czas stopniowo w górę i wreszcie podjazd pod Gubałówkę. Do Kościeliska ostro w dół i do domu przez centrum i obok skoczni.

TRASA: Pardałówka-Harenda-Biały Dunajec-Gile-Szaflary-Bór-Gronków-NT-Zaskale-Rogoźnik-Stare Bystre-Ciche-Chochołów-Dzianisz-Gubałówka-Kościelisko-Krzeptówki-Centrum-Skocznia-Pardałówka



Z licznika:
39.14 km 0.00 km teren
01:26 h 27.31 km/h:
Maks. pr.:76.60 km/h
Temperatura:21.0
HR max:182 ( 85%)
HR avg:160 ( 74%)
W pionie:786 m
Spaliłem: 1110 kcal
Koza: Gianni

Zakopane dzień drugi

Wtorek, 24 lipca 2012 dodano: 31.07.2012 | Komentarze 0

Brak ochoty na jazdę ?
Brak czasu ?
Brak pogody ?

Wszystkiego po trochu...:)

TRASA: Pardałówka-Cyhrla-Zazadnia-Bukowina-Stasikówka-Murzasichle-Cyhrla-Pardałówka



Z licznika:
64.17 km 0.00 km teren
02:11 h 29.39 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
W pionie:652 m
Spaliłem: kcal
Koza: Gianni

Zakopane dzień pierwszy

Niedziela, 22 lipca 2012 dodano: 31.07.2012 | Komentarze 0

Drugi dzień w Zakopcu...w zasadzie pierwszy bo wczoraj przyjechałem dość późnawo.
Na dzień dobry możliwie płaska runda...na rozruszanie kopytek :)

TRASA: Pardałówka-Harenda-Poronin-Szaflary-Nowy Targ-Zaskale-Rogoźnik-Stare Bystre-Ciche-Chochołów-Witów-Dolina Kościeliska-Krzeptówki-Centrum-Skocznia-Pardałówka



Z licznika:
38.04 km 0.00 km teren
01:11 h 32.15 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
W pionie: m
Spaliłem: kcal
Koza: Gianni

Trening

Czwartek, 19 lipca 2012 dodano: 31.07.2012 | Komentarze 0

Kategoria 0-50, solo


Z licznika:
90.73 km 0.00 km teren
03:01 h 30.08 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
W pionie: m
Spaliłem: kcal
Koza: Gianni

Trening

Czwartek, 12 lipca 2012 dodano: 31.07.2012 | Komentarze 0

Kategoria 81-99, solo


Z licznika:
10.00 km 0.00 km teren
00:18 h 33.33 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
W pionie: m
Spaliłem: kcal
Koza: Gianni

Kłomnice rozgrzewka

Niedziela, 8 lipca 2012 dodano: 31.07.2012 | Komentarze 0

Kategoria 0-50, wyścigi


Z licznika:
52.89 km 0.00 km teren
01:21 h 39.18 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
W pionie: m
Spaliłem: kcal
Koza: Gianni

Wyścig w Kłomnicach

Niedziela, 8 lipca 2012 dodano: 31.07.2012 | Komentarze 0

Decyzję podjąłem w ostatniej chwili. Za Radomskiem i przed Częstochową...w sumie nie jest daleko, pojechałem...

Na miejscu szybka wizyta w biurze zawodów i standardowe procedury. Potem krótka rozgrzewka i nim się zdążyłem zorientować to wołali na start. Tutaj pierwsza niespodzianka: sędziowie informują, że dystans został skrócony o jedną rundę. Miały być 4 rundy po 18,5km, jechaliśmy trzy.

Na linii startu kilka znajomych twarzy w tym Kamil M.
Zaraz po starcie atak za atakiem. Jestem dość czujny, tym bardziej, że widzę kto próbuje odjechać. Po kilku atakach stwierdzam, że czas odsapnąć chwilę. Idzie odjazd, odpuszczam. Wcześniej nikt nie odjechał więc dlaczego miałoby się udać komuś teraz ? Niestety poszło...kilku odjechało, co prawda peleton próbował gonić i tym razem ale przez moment jakby przewaga nie chciała drgnąć ani w jedną ani w drugą...ktoś z czuba dał sobie odbój...i reszta też...pojechali.

Mija kilka chwil odjeżdża kolejna mała grupka, trzech, może czterech. Zasypiam :)
W końcu biorę sprawy w swoje ręce i staram się ostro gonić tych przed nami. Na kole siada dwóch (w tym jeden bez numeru - nie przeszkadza mi to), idziemy dość mocno i po zmianach, oglądam się do tyłu - przewaga rośnie. Doganiamy grupkę z przodu..."jest dobrze", pomyślałem. Wjeżdżamy na odcinek lekko pofałdowany i z bocznym wiatrem. Do tych z przodu mamy raptem 100m, niestety to 100m utrzymywało się przez jakieś parę km. Peleton nas w końcu złapał...wszystko stanęło...a grupka z przodu odjechała na dobre.

Do mety postanowiłem się już nie wychylać...dla mnie już było po wyścigu. Na kreskę brakło sił i byłem trzeci z głównej grupy. Ostatecznie 6 miejsce w M30...

Finisz w Kłomnicach © rejziak79


Kategoria 51-80, wyścigi